czwartek, 29 września 2016

Czary mary z kawy


29 września to Dzień Kawy. Na kawę właśnie (może nawet po turecku) chętnie spotkam się w przyszłym tygodniu z Czytelnikami, którzy będą chcieli odebrać osobiście moją nową książkę Stambuł. W oparach miejskiego absurdu.

Dziś nie o piciu, a wróżeniu z kawy (fragment książki):

Opróżnioną filiżankę zakrywa się spodeczkiem. Miesza kilkakrotnie, wykonując okrężne ruchy, po czym wywraca powstałą kompozycję do góry nogami.
Przyszłość z fusów zostanie odkryta, gdy filiżanka wystygnie. Nie ma zmiłuj, trzeba czekać. Niecierpliwi kładą na dno łyżeczkę, kolczyk, pierścionek, monetę. Coś, co wessie fusowe ciepło. Po kilku minutach filiżanka jest gotowa. Skapuje się resztki kawy, rzuca tajemnicze spojrzenie i zaczyna czytanie. Od prawej strony filiżankowego ucha.

Nie ma fantazjowania bez trzymanki. Wydawało by się, że to zadanie dla kreatywnych – gdzież tam znowu! Kreatywnych i zdyscyplinowanych. Kreatywnych z dobrą pamięcią. Kreatywnych i sprytnych. Nie może ponosić wyobraźnia, bo nawet laicy wiedzą, że dwie smużki znajdujące się obok siebie to dwie drogi, czyli wybór, decyzja. Że pies to wierny przyjaciel. Że kot to zdrada. Osadzenie wróżby na solidnej bazie ustalonych symboli nada czytaniu pozory profesjonalizmu. Złudę pewności. Potem można już szaleć do woli, snując opowieści na temat wyczytanych symboli.

Zwykle musi być coś o wyborze jednej z dróg. O kimś, kto pomoże lub będzie próbować przeszkodzić w podjęciu decyzji. Dobrze jest wyczytać jakąś literę, najlepiej pierwszą literę imienia. Jeśli nie wiedzie się w miłości, powinno być coś pozytywnego w sprawie pieniędzy lub kariery. Nie można popadać w zbytni pesymizm lub hurraoptymizm. Należy unikać odpowiedzi jednoznacznych. Określony kształt może coś oznaczać, może oznaczać jednak coś innego, w czym pomocny będzie ten, ale może też tamten, i może też wcale nie taki pomocny, jak się na początku wydawało... Im więcej zagmatwanych historii, tym większe prawdopodobieństwo uznania nas za profesjonalistów oraz tym większa szansa na to, że któraś z przepowiedni się spełni. Lub zostanie zapomniana w natłoku informacji. Pewność siebie, skupienie i wkucie najważniejszych symboli to klucz do wróżbiarskiego sukcesu.

poniedziałek, 19 września 2016

Stambulski chaos (nie)oswojony


Stambuł to topograficzny bajzel w osobliwym stylu. Rzadko kto posługuje się tu nazwami ulic, niektóre z nich nie są zresztą oznakowane. Numeracja budynków jest często podwójna, choć zdarza się, że… nie ma jej wcale. Mało kto pamięta kod pocztowy swojej dzielnicy, a opisując drogę stosuje się metodę nakierowywania i szeregu znaków rozpoznawczych: tu sklep, tam bank, po przekątnej do stacji metra, a potem w prawo… Miejska gra w podchody dla harcerskich dusz.

Stambuł to specyficzny bajzel uliczny. Chodnik splata się z jezdnią w drogowym tańcu-improwizacji. Zielone – patrz uważnie, to zmyłka; skręcający z piskiem opon samochód postanawia właśnie zaparkować na przejściu dla pieszych, u twych stóp. Czerwone – gromada pieszych przechodzi na drugą stronę ulicy mimo zakazu, w tempie objedzonych zombie w stanie półsnu. W obowiązkowym akompaniamencie chóru klaksonów.

Stambuł to wreszcie uliczny bajzel ludzkich interakcji, zwykle przypadkowych. Tych mniej przyjemnych (wachlarz niechcianych kontaktów: od potknięć, przez szturchnięcia po różnego rodzaju zderzenia) oraz będących miłym zaskoczeniem spotkań ze znajomymi. Samotny spacer zatłoczoną aleją rekomendowany bardzo szybkim tempem i mocnymi pchnięciami łokci, bez odwracania głowy na nawoływania kelnerów.