czwartek, 28 czerwca 2012

Stambuł nas… zje?


Po projekcji filmu Ekumenopolis (fragment do obejrzenia TUTAJ) nie pozostaje nam, stambulczykom, nic innego jak szybko zwijać manatki i emigrować hen, daleko. Najlepiej na głęboką turecką prowincję. Choć i ta opcja nie należy do najrozsądniejszych – poza Stambułem pracy przecież brak. Podkreśla to dobitnie sam reżyser. Jeden z bohaterów filmu, mieszkaniec likwidowanych slumsów, mówi bez ogródek: ‘Dajcie mi pracę, a stąd wyjadę. Znam dużo ciekawsze i piękniejsze miejsca niż Stambuł’. Mimo to Miasto nie wypuszcza go ze swych szponów. Powód? Prozaiczny: zamknięto wszystkie fabryki w jego rodzinnej miejscowości w południowo-wschodniej części kraju. Emigracja za chlebem? Jak najbardziej! Ledwie tolerowana, zdecydowanie niemile widziana… Do Ankary, Izmiru, ale przede wszystkim – miasta-giganta: StambuloPOLIS.

Stambulskie migracje dotyczą od lat napływu ludności ze wschodu kraju oraz południowo- wschodniej Anatolii. W ciągu ostatniego roku liczba migrantów wewnętrznych wzrosła znacząco, bo aż trzykrotnie. Zgodnie z danymi Tureckiego Instytutu Statystycznego – z 30 do 102 tysięcy rocznie. Co ciekawe, prawie jedna trzecia nowych stambulczyków pochodzi z regionu Morza Czarnego.
Stambuł to miasto życzliwe głównie młodym, otwartym na świat, żądnym porządnej edukacji i sensownej kariery. Uniwersytetów, zarówno publicznych i prywatnych, jest tu ponad 40 – można więc przebierać do woli. Na edukację prywatną stać najbogatszych, na naukę w placówkach publicznych mogą z kolei liczyć tylko najlepsi. Miasto Miast to niespotykane w innych tureckich miejscowościach tłumy, korki, zanieczyszczenie powietrza, ale też niedostępna gdzie indziej… wolność. Trudno się dziwić, że absolwentom wcale nie uśmiecha się opuszczać krajowej triady kultury i rozrywki (Stambuł, Ankara, Izmir) i wracać do rodzinnych miejscowości. Szczególnie, jeśli są to małe, nieciekawe, konserwatywne wsie i miasteczka, w których niewiele się dzieje, które przez lata wcale się nie zmieniły... Po ukończeniu 18 roku życia najbardziej zdeterminowani uciekają , pozostawiając za sobą tumany kurzu.
Reszta o emigracji tylko marzy i dyskutuje w oazach bezrobotnych – tureckich kahvehane...

Czy Stambuł czuje się aby na siłach, by bezboleśnie wchłonąć napływających imigrantów? Wetkać w tkankę miejską wszystkich chętnych, bez nieuniknionych skutków ubocznych takich jak budowa trzeciego mostu, wycinanie lasów, unicestwienie resztek zielonych płuc miasta i budowy kolejnych, mnożących się jak grzyby po deszczu, centrów handlowych?

Odpowiedź brzmi nie – Stambuł nas wszystkich zje!

wtorek, 19 czerwca 2012

Wieszaki-straszaki

Pozostając w strefie mroku…

Z niewinnych lat dzieciństwa pamiętam mrożący krew w żyłach tasiemiec o takim właśnie wdzięcznym tytule. Odcinek o złowrogich manekinach do dziś nie pozwala o sobie zapomnieć...
The Twilight Zone Episode: The After Hours(1986)

Niektóre ze stambulskich plastikowych stworów nie ustępują wcale tym ze strefy mroku...

Nie nurkuj bo zginiesz.
Reklama sprzętu do nurkowania wyglądająca bardziej na kampanię społeczną:
‘Bądź ostrożny uprawiając ryzykowne sporty wodne’

Z serii: Rodzina Adamsów, czyli…

Czerwonobrody


Smutny małoletni elegant i jego fantazyjny krawat

Dziewczęta dla odmiany na wesoło.
Bogato, kolorowo i galowo, czyli wieś tańczy i śpiewa

Znajdź nie pasujący element układanki

Golasy na wyprzedaży. Jak głosi karteczka: to już ostatni dzień promocji…

Panna młoda na bruku

Kobieta-paw, czyli panna młoda w wersji drapieżnej

Na deser manekin, który dla odmiany nie straszy.
Niech żyją tureckie sklepy z wyszukaną bielizną!

piątek, 15 czerwca 2012

Stambulska strefa mroku…



…czyli nocne mary z Beyoğlu


Pierwsza nad ranem. Przedwczesne westchnienie ulgi – kojący bezgłos sugeruje, że aż do porannego ezanu będzie można rozkoszować się błogą ciszą.
Nic bardziej mylnego.
Pochopną radość przyćmiewają brutalnie pierwsze rytmiczne, basowe uderzenia. Walenie do drzwi? Alarm? Sąsiad turla się po schodach? Skądże znowu! To tylko niewinna zapowiedź imprezy, która będzie trwać do białego rana. Za chwilę pulsujący rytm i wibrująca muzyka zaczną wdzierać się do wszystkich zakamarków pobliskich, pootwieranych na oścież (upał!) mieszkań, zagoszczą w czterech kątach domów wszelkiego rodzaju szaleńców z Beyoğlu.
Bo kto inny ośmieliłby się zasiedlić stambulską strefę mroku?

Druga nad ranem. Śmichy chichy i nieokiełznany entuzjazm, czyli wyżyny imprezowej euforii. Wystarczy łypnąć okiem zza zasłony, by ogarnąć wzrokiem wylewający się z okolicznych klubów wesoły tłumek. Imprezowiczów obowiązkowe przerwy na papierosa – z upływem minut coraz dłuższe, coraz ich więcej. Eleganckie drinki w estetycznych szklaneczkach zmieniają się w jedynie słuszne piwo lokalnej marki, serwowane w wypukłych szklankach lub pękatych butelkach. Na finiszu nawet tanie tureckie wino pite prosto z gwinta smakuje jak najlepsze Bordeaux.
Klub z naprzeciwka zaczyna wystrzeliwać w powietrze czerwone race. Wielkie kolorowe kule prują malowniczo nad dachami niższych budynków, w kierunku Bosforu. Ot, weekendowa atrakcja, którą co weekend raczeni są stali bywalcy i przypadkowi goście. Ku zgrozie okolicznych mieszkańców.
A noc jeszcze młoda…

Trzecia nad ranem. Odgłosy ostatnich, wymuszonych rozmów, wyrywki nieudanych dialogów. Poszarpane, nieskładne zdania, sporadyczne już tylko, desperackie okrzyki. Noc się skończyła, mili państwo, czy tego chcecie, czy nie. Nieodwołalnie, nieodwracalnie. I choć niektórym z was przykro, a inni nie są już pewni imion własnych, dawno pozapominali swoje adresy, a nawet twarze przyjaciół, czas iść do domów. Własnych, lub lojalnych znajomych, którzy zlitują się, wpakują do taksówki i przenocują na skraju kanapy.

Coś nagle stuka, tłucze się, turla głośno po betonowej nawierzchni, szeleści. Z rzadka wyrwie się przekleństwo. Niepokojące odgłosy to tylko lokalny kolekcjoner śmieci, gromadzący z determinacją obijające się o siebie butelki. Rytmiczne, szklane stuku puku pozwala domniemywać, że stambulscy imprezowicze nie żałowali sobie tej nocy wysokoprocentowych trunków.
Tak oto przedstawia się segregacja śmieci w wielu stambulskich zakątkach.

Czas na ezan, poranne nawoływanie do modlitwy, czyli pożegnanie z nocą.

Czwarta nad ranem. Gorączkę stambulskiej nocy letniej kończy poetycko buczenie generatora prądu.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Bebek, czyli moda na sukces



Nawet pławiący się w luksusach starzy wyjadacze z Alei Bagdadzkiej mają prawo poczuć się tu nieswojo. Bebek to nie urok eleganckich kamienic i poszowych sklepów z Nişantaşı, to nie palmy i drogie knajpy Caddebostan. Bebek to znacznie więcej: luksus i piękno w wydaniu ekstremalnym. Spogląda przejezdnym bezczelnie w oczy, jakby chciał wygarnąć: za wysokie progi na wasze nędzne nogi… Ilość drogich butów przypadająca na metr kwadratowy powierzchni chodnika jest tu zapewne najwyższa w mieście.

Spacer nadbosforską promenadą z Bebek do Kuruçeşme to bezdyskusyjnie jedna z najpiękniejszych tras, do obowiązkowego odhaczenia na liście każdego szanującego się turysty. Osmańscy arystokraci budowali tu swoje letnie XIX-wieczne rezydencje, a zapierające dech widoki tych sielsko anielskich okolic docenił nawet Jan Matejko…


Bebek słynie ze swoich nocnych klubów, których ceny nie zaliczają się bynajmniej do przystępnych. Lucca, Reina, Anjelique to święta trójca nocnych eskapad – niestety, nie na każdą kieszeń.
Promenadą spacerować może za to każdy, do tego do woli i bezpłatnie. Każdy może też… łowić ryby.


Znajomy szukał tu knajpy z przyzwoitym ekranem, na którym dałoby się obejrzeć biegających za piłką chłopaków. Machnął ręką na ceny, jakich spodziewał się uświadczyć w bebekowych przybytkach gastronomicznego luksusu, nie przewidział jednak, że… nie będzie komu za to potencjalnie drogie piwo zapłacić. Okazało się, że na Bebeku miejsc z transmisją meczu jest słownie: zero. W kraju szalonych fanów futbolu!

Bebek faktycznie ma w sobie coś z rozpuszczonego dziecka (bebek – tur.: dziecko)…


niedziela, 3 czerwca 2012

Przychodzi baba do fryzjera


A fryzjer… to stuprocentowy facet.

W ciągu pięciu lat spędzonych w Turcji nie spotkałam się ze „stylistą włosów” płci żeńskiej. Zarówno berber / erkek kuaförü (fryzjer męski) jak i kuaför (w wersji dla kobiet) pełen jest pracowników i pomocników – tureckich mężczyzn z krwi i kości. Już od progu witają szarmancko, z uśmiechem proponują kawę, herbatę, komplementują nową, zniewalająca torebkę (pamiętają nas przecież!), wypytują o samopoczucie i okazują podejrzanie szczere zainteresowanie naszą skromną osobą.
Owszem, zdarzają się też pomocnice-kobiety, makijażystki, manikiurzystki… Szanujący się mistrz nożyc i suszarki powinien być jednak rodzaju męskiego.

Bywam u fryzjera rzadko – omijam kuaför-ów szerokim łukiem z czystego lenistwa oraz… strachu przed nieprzewidywalnym ostrzem tureckich nożyc.
Turecki włos damski długim jest, mocnym i krętym… Można go ciąć, rwać, szarpać, atakować gorącym powietrzem, brutalnie prostować; słowem – katować na wszelkie możliwe sposoby – a i tak pozostanie nienaruszony. Długie, lśniące, proste, mocne, zdrowe włosy utrzymają się w idealnym stanie przez kilka dni, czyli do następnej wizyty u zaprzyjaźnionego fryzjera i kolejnego obowiązkowego fön-a (układania fryzury).
Włos europejski to jednak zupełnie inna bajka; słaby włos europejski powoduje już jedynie fryzjerski smutek i czarną rozpacz…

Sporo jest w Stambule lokali unisex, jednak w większości przypadków mamy do czynienia z podziałem lokali na męskie i żeńskie. Niczym w hammamie.

W damskim salonie fryzjerskim mistrzowie i pseudomistrzowie nożyc oraz ich pomocnicy (od dzierżenia ciężkich suszarek, podawania grzebieni i lakieru do włosów) dwoją się i troją w tempie doprawdy zawrotnym. Dolewają herbaty, dopytują, jak podkręcić grzywkę, która będzie zalotnie prezentować się na tle gładko zaczesanych, prostych jak struny włosów.
Chcemy krótką, asymetryczną fryzurę, nie daj Boże… włosy pokręcone, w nieładzie? Ale… ale jak to tak? – przeciętny turecki fryzjer spyta z niedowierzaniem i rozłoży bezradnie ręce.

W salonie męskim czeka z kolei pełen wachlarz usług wszelakich, mniej lub bardziej podejrzanych. Do najbardziej ekstremalnych należą: golenie brzytwą, depilacja włosów z nosa oraz wypalanie włosów z… uszu. Masaż obolałych ramion stanowi tylko subtelny dodatek do powyższej gamy fryzjerskich fantazji…
Na zakończenie obfite lanie cytrynową wodą kolońską, herbata, papieros oraz obowiązkowe plotki z berberem.

  Fryzjer oldskulowy: Stambuł nostalgicznie